http://dzieciom.pl/wp-content/uploads/2015/07/FDZzP_logo.jpg

_

smiley Solina i okolice ( 13.07.2014 r. )

Przyszedł czas na opuszczenie Krynicy Zdrój. W strugach deszczu przejeżdżamy 170 km do miejscowości Polańczyk mijając po drodze podtopione Jasło. Obraz wzburzonych
rzek na długo pozostanie w mojej pamięci.
  W Polańczyku bez problemu znajdujemy miejsce naszego zakwaterowania. Wita nas bardzo miła obsługa na czele z Panią Dorotą, czyli właścicielką obiektu.
Wprowadzamy się do małego drewnianego domku z dwoma pokojami,łazienką i tarasem oraz kawałkiem własnego ogródka. Po rozpakowaniu się krótki rekonesans po
okolicy w poszukiwaniu obiadu w rozsądnej cenie oraz sklepu spożywczego. Trafiamy do baru pod chmurką, który oferuje dwa dania bez możliwości wyboru ale za 13 zł.
 Cena czyni cuda więc decydujemy się na tą ofertę i nie żałujemy, bo jedzenie jest bardzo dobre. Potem szybkie zakupy i do domu, ponieważ pogoda
jest nienajlepsza i co chwilę kropi deszcz.
 Rankiem tracimy rachubę czasu, ponieważ szczelnie zamknięte okiennice sprawiają wrażenie głębokiej nocy. Wychodzę na taras i zostaję porażony blaskiem słońca.
 Znad jeziora solińskiego dochodzą odgłosy ostrej kłótni. Pewnie daje się komuś we znaki gorączka sobotniej nocy.
Poprzez lekko przymglone niebo dostrzegam górę Jawor z dwoma wieżami. Mam nadzieję, że jedna z nich jest wieżą widokową i powoli w głowie powstaje plan dnia.
 Ze względu na burzową prognozę nie ma sensu wybierać się na dłuższą eskapadę.
Spokojnie jemy śniadanie i wyruszamy do niedaleko położonej miejscowości Solina. Na parkingu właściciel poleca nam krótką wycieczkę na pobliską górkę skąd jest
ponoć wspaniały widok na zaporę i jednocześnie informuje, że na Jaworze obydwie wieże nie są dostępne turystycznie.Tak więc plany trzeba zmodyfikować, bo bez sensu
wydaje się spacer wśród drzew bez widoków.
  Wychodzimy na zarekomendowany punkt widokowy starym zamkniętym obecnie szlakiem. Wąską ścieżką przez las wspinamy się, a potem stromym zboczem schodzimy do
  jakiegoś starego postkomunistycznego obiektu. Napisy oznajmiają o zakazie wstępu, ale skoro tu doszliśmy to musimy przejść dalej. Na terenie obiektu faktycznie
  jest widok na zaporę, ale wcale nie zwala nas z nóg. Widać tylko zaporę i rzekę San, a ściana bukowego lasu odcina widok całego jeziora.
Schodzimy do zapory zaglądając na stoiska z pamiątkami. Potem spacerujemy szerokim deptakiem po zaporze. Łukasz dzisiaj w dobrej kondycji i co
chwilę zachęca do zabawy w różnego rodzaju środki lokomocji: od pociągu do łodzi podwodnej, a na  rakiecie kosmicznej skończywszy.
  Po obu stronach można podziwiać piękne widoki. Z prawej Jezioro Solińskie, które powstało w 1968 r. po wybudowaniu zapory i spiętrzeniu dwóch rzek, czyli Sanu
  i Soliny . Na dnie jeziora jest zatopiona stara wieś Solina. Obecnie jezioro jest wspaniałym obiektem turystycznym i przyciąga rzesze amatorów sportów wodnych.
Z lewej strony widok na San. Od samej rzeki dzieli nas jednak przepaść. Agnieszka nie chce nawet podchodzić do tej strony zapory.
 Kilkaset metrów spaceru i jesteśmy na drugim brzegu, a tam znowu stragany i punkty gastronomiczne. Łukasz pyta o hamburgera. Kupuję mu, ponieważ jest grzeczny.
 Zwiedzamy zatłoczone uliczki Soliny, a potem wracamy tą samą trasą do samochodu. Łukasz na deptaku znowu zachęca do zabawy.
Po powrocie krótki odpoczynek i idziemy nad jezioro. Proponuję aby przebrać się w stroje kąpielowe, ale Agnieszka stwierdza że najpierw zrobimy rozpoznanie terenu.
No i ma rację, bo nad jeziorem jest kiepska i mała trawiasta plaża, a woda przypomina kawę z mlekiem. Spacerujemy więc trochę wzdłuż brzegu , a potem udajemy się
na obiad do naszego baru pod chmurką, gdzie dziś oferują pyszny domowy rosołek i schabowego.
 Wieczorem wychodzimy na spacer. Pani Dorota objaśnia mi jak dojść na skróty do punktu widokowego. Wąską ścieżką wśród zarośli docieramy na otwarty teren na
 szczycie którego jest nasz docelowy punkt.Widoki w wieczornej poświacie są naprawdę urocze. Widać prawie całe jezioro i zaporę, a gdy spojrzy się nieco wyżej
 można obserwować całe pasmo Bieszczad. Po dłuższej chwili i sesji zdjęciowej zbiegamy radośnie do domu.  

                                                                                                                                                                        Włodek