http://dzieciom.pl/wp-content/uploads/2015/07/FDZzP_logo.jpg

_

/\/\/\  Kamień - cicho, dziko i tajemniczo ( 17.08.2017 r.)
 
Choć dzisiejsza wyprawa nie będzie należała do krótkich to jednak spodobało nam się wczorajsze wieczorne schodzenie z Tokarni, a ponieważ nie spieszy nam się aby wcześnie wrócić do domu to rano szykujemy się bez pośpiechu.
Dzisiejszym celem jest Kamień ( 857 m n.p.m.) położony w Paśmie Granicznym Beskidu Niskiego, który zwany jest inaczej Bieszczadem, lub Kamieniem nad Jaśliskami. Wczoraj widzieliśmy jego ponure zarysy z Tokarni i z tej perspektywy wyglądał dość groźnie, choć mapa na to nie wskazuje.
Dojeżdżamy do wymarłej wioski Lipowiec, gdzie w chwili obecnej powoli i nieśmiało instalują się gospodarstwa agroturystyczne. Jedyny dojazd od Jaślisk pozostawia dużo do życzenia. To droga raczej dla samochodów terenowych. Dawno przeminęły czasy świetności obecnej drogi asfaltowej. Jedziemy bardzo powoli robiąc slalom między kolejnymi potężnymi dziurami. Docieramy do Stadniny Koni "Ostoja"- jedynego cywilizowanego punktu w tym miejscu. To dość luksusowy ośrodek nauki jazdy konnej i miejsce w którym można bezpiecznie zaparkować auto. Niestety właścicielka nie zgadza się zaparkować na swoim parkingu tłumacząc się w dziwny sposób, że kiedyś konie uszkodziły komuś samochód. Jeżeli tak to dlaczego parkują tu samochody jej klientów ? Czyżby były mniej zagrożone ? Nie zgadza się też na to aby nam przygotować późniejszy obiad, bo gotuje tylko dla swoich gości. No cóż to chyba kolejny wielki problem aby ugotować nieco więcej. Widać nie zależy jej na pieniądzach.
Samochód parkujemy poza granicami ośrodka i o godz. 10:49 wyruszamy w trasę. Początkowo idziemy twardą drogą i odkrytym terenem, a później skęcamy w lewo na łąki szlakiem konnym żółtym oraz żółtym miejscowym, którego nie ma na mapie turystycznej. Powietrze jest dzisiaj mało sympatyczne i dlatego z ulgą przyjmujemy wejście do lasu, gdzie jest w miarę chłodno i przyjemnie. Las tutaj jest dziki i jak można zauważyć z rzadka prowadzone są tutaj jakiekolwiek prace pielęgnacyjne co jednak dodaje uroku dla tego miejsca i nie stwarza zagrożenia dla ekosystemu, ponieważ praktycznie nie ma tu świerka, a gro drzew to buczyna z domieszką jodły w bardzo ciekawym zmieszaniu. Tak więc spotykamy tu pięknie odnawiającą się Jodłę w cieniu Buka, a na dodatek nie widać aby młode pokolenie nękała jakakolwiek zwierzyna co daje dużo do myślenia. Czyżby nie było tu gatunków jeleniowatych ? A może żyjące tu drapieżniki skutecznie ograniczają ich ekspansję ? Wyszukujemy w miarę przyjemne miejsce i rozkładamy się z posiłkiem. Trasa nie jest wymagająca i choć czasami trzeba omijać większe odcinki bagnistego terenu to nie ma z tym problemu. Bardzo zastanawia mnie fakt, że w tym lesie jest jakoś dziwnie cicho. Ptaki odzywają się bardzo rzadko, a bywają odcinki, że cisza aż kłuje w uszy. Sam szlak przynosi wiele przyjemności w wędrowaniu lekko wznosząc się lub nieznacznie opadając. Niedaleko szczytu natrafiamy jednak z prawej strony na urwisko, a nasz szlak jak na złość prowadzi nad jego krawędzią. Postanawiamy więc zaryzykować przejście na szczyt na dziko przez las. Kierujemy się naszym Endomondo, które niestety w tym miejscu dostaje czasem bzika.
Odnajdujemy szczyt w momencie gdy zaczynamy się już niepokoić, że się zgubiliśmy. Równocześnie z nami dociera tu też grupa rodzinna, którzy wchodzili tu od innej strony. Są to jedyni dzisiaj spotkani ludzie
. Rozkładamy koc i wyciągamy resztę prowiantu widząc że Łukasz zaczyna się niepokoić. Jak zwykle musimy to przeczekać.  Na szczycie stoi spory kopiec kamienny, którego nie znam historii, a nieco z lewej strony mała kapliczka poświęcona naszemu Papieżowi Polakowi. Jest tu płasko i bezpiecznie, ale góra jest całkowicie zarośnięta i nie zobaczymy tu pięknych panoram, choć niedaleko ściana lasu wydaje się jaśniejsza i bardziej przerzedzona to jednak wypuszczona na rekonesans Paulina oświadcza że nie ma czym się zachwycać.
Po serii zdjęć udajemy się w drogę powrotną, ale obieramy za radą spotkanej grupy szlak koloru niebieskiego wiedząc że dość znacznie wydłużamy sobie trasę. Wśród drzew spotykamy od czasu do czasu małe tajemnicze kopce z ulożonych kamieni.
Lekko z górki dochodzimy do pasa granicznego, gdzie znajduje się słupek turystyczny z ukrytym zeszytem do którego można się wpisać na pamiątkę. Robię wpis i wszyscy się pod tym podpisujemy.
Teraz granicą polsko-słowacką schodzimy w dół. Niestety Łukasz postanowił robić sobie postój na każdym słupku granicznym co bardzo nas opóźnia. Mamy nawet wrażenie jakby całkowicie opuściły go siły i Agnieszka nawet ściąga mu buty aby zobaczyć czy nie ma jakiś odcisków na stopach. Wszystko jednak jest w porządku i po jakimś czasie nasze dziecko zaczyna sprint co raczej jest dość nietypowe dla osoby zmęczonej. Żałuję że nie możemy odwiedzić niedalekiego cmętarza z okresu I wojny światowej, który jest pamiątką ciężkich walk na bagnety pomiędzy wojskami carskimi i austro-węgierskimi, ale kosztowałoby nas to sporo kilometrów i nie wiadomo czy zdążylibyśmy przed zachodem słońca.
Z pasa granicznego skręcamy w prawo w granicę Rezerwatu nad Jaśliskami i wąską, stromą ścieżką docieramy do twardej i bardziej płaskiej drogi gruntowej, której mogłaby pozazdrościć niejedna droga asfaltowa.
Teraz bardzo szybko przybywa nam kilometrów, a promienie późnopopołudniowego słońca tworzą wspaniałe refleksy. Mijamy opuszczone osady i PGR wioski Lipowiec. Aż trudno uwieżyć że kiedyś to miejsce tętniło życiem. Docieramy do samochodu o godz.19:00 i już tylko Paulina i Andżelika idą podbić pieczątki do stadniny, a potem powrót do domu, gdzie zamawiamy ogromną porcję pizzy, zapiekanek i sałatek. To bardzo zdrowo napchać się o godz. 21:00smiley
Dzisiejszy dystans to około 15 km a suma przewyższeń około 350 metrów ( piszę około bo na kilkuset metrach straciłem sygnał GPS).
                                                                                                                  Włodek
Zdjęcie: 
Galeria: