http://dzieciom.pl/wp-content/uploads/2015/07/FDZzP_logo.jpg

_

/\/\/\  Modyń - urocze zagrody i ostro w górę ( 14.08.2016 r. )
 
Bojąc się że pogoda któregoś dnia się popsuje wychodzimy w góry dzień za dniem, aby mieć już za sobą 8 obowiązkowych szczytów z serii DPG.
Dziś wyznaczam kurs na Modyń ( 1029 m n.p.m. ) jedną z najwyższych gór Beskidu Wyspowego.
Zbieramy się wcześnie rano, bo na popołudnie zapowiadane są burze w całym regionie. Dojazd do miejscowości Zbludza to nieco ponad 40 km, gdzie szukamy początku naszego niebieskiego szlaku. Jest on w pobliżu przystanku autobusowego obok którego znajdujemy wygodne miejsce parkingowe.
Czyste niebo i zapowiadane popołudniowe burze powodują, że tego dnia jest dość gorąco od samego rana, a pierwszy etap przechodzimy odkrytym terenem wśród zabudowań. Potem mamy odcinek prowadzący stromo w lesie, gdzie chodzi się średnio przyjemnie, bo oprócz stromizny mamy tu do czynienia rownież z podmokłym gruntem co czyni go śliskim i nieprzyjemnym w podchodzeniu. Musimy też często odpoczywać ponieważ Łukasz nie lubi takich podejść i bardzo opóźnia marsz.
Wychodzimy znowu na teren otwarty, gdzie z rzadka porozrzucane są zagrody wiejskie. Ich styl zabudowy jest różny i dlatego mamy tu do czynienia z uroczymi zagrodami starego typu wypełnionymi kolorowymi kwiatami jak również nowoczesnym budownictwem nijak nie pasującym do tego krajobrazu. Uroku temu miejscu dodaje także starodawny sposób ustawiania snopków w tak zwane chochoły, które na tle pejzaży górskich dają bardzo malowniczy obraz całej okolicy.
Podejście wśród łąk jest o wiele łagodniejsze dlatego rzadziej odpoczywamy, ale podczas przystanków możemy podziwiać piękny krajobraz gór Beskidu Sądeckiego i Wyspowego.
Docieramy znowu do lasu i dalej mamy ostro pod górkę kamienistą drogą. No cóż można się było spodziewać takich podejść, bo znamy mniej więcej sumę przewyższeń oraz sama mapa wskazuje na to układem poziomic.
Po dłuższym czasie dochodzimy w końcu do miejsca gdzie szlak znacząco łagodnieje i czasami jest wręcz płasko. Oznacza to że jesteśmy niedaleko szczytu, ale jeszcze długo wędrujemy krętymi ścieżkami nie bardzo wiedząc co znaczący szlak miał na myśli robiąc trasę tak krętą. Przypomina to slalom między drzewami przy którym czasami trzeba się nieźle nagimnastykować mijając leśne wykroty, lub przechodząc pod wiatrowałami.
Agnieszka w pewnej chwili nawet zwątpiła czy przypadkiem nie minęliśmy szczytu, ale on w końcu się ukazuje i jest to na pewno miejsce którego nie da się ominąć.
Na płaskiej polanie jest wiele ławek, tablica informacyjna, tradycyjny krzyż i wiele mniejszych lub większych tabliczek z nazwą szczytu i jego wysokością, która jest też różna w zależności od humoru tego kto ją tworzył i montował :)
Jest tu też niewielka przerwa w wysokim bukowo-świerkowym drzewostanie dzięki której możemy zobaczyć ładny widoczek na Beskid Wyspowy.
Rozkładamy się ze śniadaniem i odpoczywamy. W ciągu ostatnich naszych wędrówek raczej nie spotykamy turystów i tak też jest i tutaj. Nie mogę się zgodzić z opisem w Wilkipedii mówiącym o małej atrakcyjności tej góry. Jak dla mnie jest bardzo urocza i warta odwiedzin, a takie bezsensowne opisy odstraszają dużą część wędrowców.
Po śniadaniu i odpoczynku robimy parę pamiątkowych zdjęć, a potem zarządzam powrót do samochodu widząc coraz częściej zasnuwające niebo kłębiaste chmury, które raczej nie wróżą nic dobrego.
Niestety robię błąd zbyt szybko przyspieszając i poganiając grupę, bo w pewnym momencie Łukasz dość ostro zaczyna się buntować, a ja zajęty schodzeniem nie zauważyłem pierwszych odznak niepokoju. Przyznaję że była to moja wina, ale tak czy tak sytuację trzeba opanować i uspokoić nerwy. Tutaj jednak nie ma miejsca na pieszczenie i głaskanie. Do porządku może doprowadzić tylko wdrożenie dyscypliny wojskowej i wtedy Łukasz jest w stanie otrząsnąć się ze stanu w który popadł i nawet po chwili pojawia się śmiech i koniec fazy.
Reszta drogi bez przeszkód. Wychodzimy znów na łąki i znów w zabudowania, a potem prosto do samochodu.
W sklepie spożywczym gdzie podbijamy pieczątki pytamy się o jakiś dobry lokal gdzie moglibyśmy zjeść obiad , bo dzisiaj jest niedziela i w Rabce będzie trudno gdziekolwiek znaleźć miejsce. Zostajemy pokierowani do pobliskiej miejscowości Kamienica do Restauracji Staropolskiej. Niestety oferta jest nietrafiona ponieważ oprócz tłumów co nie wróży szybką obsługę dodatkowo ceny trochę nie na naszą kieszeń. Znajdujemy więc Bar "Saturn" gdzie tłumów nie ma i jest tanio. Wybór może niewielki, ale udaje się nam zamówić niedzielny rosół i do wyboru schabowe lub kotlet z kurczaka. Lokal schludny i szybka obsługa, a na jakość jedzenia przy tych cenach nie ma co narzekać.
Dzisiejszy dystans to 9,83 km , a suma przewyższeń 510 metrów.
                                                                         Włodek
Galeria: