/\/\/\ Ćwilin - męcząca wspinaczka nagrodzona widokami ze szczytu (07.08.2016 )
Po deszczowej pogodzie dnia poprzedniego wyruszamy w końcu w góry. To wycieczka trochę sentymentalna, bo początek trasy zaczyna się na parkingu w miejscowości Jurków przy Zajeżdzie Mogielica gdzie kiedyś tryumfowaliśmy zdobycie Mogielicy.
Wyruszamy około 8:20, a na miejscu jesteśmy o 8:50. Jak to zwykle w naszym zwyczaju docieramy w momencie gdy w niedzielny poranek zbierają się do kościoła wierni, a więc na parkingu mało miejsca, a tłumy zbierają się pod świątynią obserwując nasze przebieranki na wyprawę. Spotykamy także małżeństwo w średnim wieku, które zdobywa Koronę Gór Polski i pochodzą z naszych terenów, czyli z Dolnego Śląska - Świebodzic. Wymieniamy parę informacji i grzeczności a potem wyruszamy na szlak.
Początkowo jest to droga wśród zabudowań, a potem w łąki i pastwiska nad Jurkowem, czyli jest w miarę płasko. Zdobywamy jednak szczyt o wysokości 1072 m n.p.m. więc wkrótce zaczynają się stromizny w cieniu mieszanego lasu.
Podejście jest dość męczące i nie chce się kończyć. Kolejne nasze nadzieje na punkt końcowy trasy spełzają na niczym i za jednym podejściem pojawia się następne.
Wyjście zajmuje nam prawie 3 godziny, ale na górze czeka nas wspaniała nagroda w postaci ogromnego płaskowyżu nie zarośniętego choćby jednym drzewem i z rozległym widokiem na kilka pasm górskich,a w tym Tatry.
Na szczycie stoją też turystyczne ławostoły, gdzie siadamy na śniadanie. Niestety Łukasz mało zadowolony, bo nie zabrałem ze sobą herbaty, a w bułkach brakowało Jego ulubionego sera. Dodatkowo wypił cały zapas Ice Tea w drodze pod górę.
Mimo niezadowolenia udaje się mu zapanować nad swoimi emocjami i poza krótkimi sprintami po szczycie nie dochodzi do większych ekscesów.
Na szczyt wyjeżdża jakieś auto terenowe ku naszemu niezadowoleniu i jeszcze jednego starszego turysty, który proponuje mi zrobienie zdjęcia i doniesienie do właściwych organów. Z samochodu wysiada cała rodzinka z małymi dziećmi. Starszy turysta nie wytrzymuje i oświadcza, że złoży protest w Straży Leśnej.
Okazuje się że Ćwilin jest własnością prywatną, a kierowca jest bliskim znajomym właściciela i ma prawo do przebywania w tym miejscu. Turysta zwraca się do mnie o zareagowanie w tym temacie wiedząc że jestem leśnikiem, ale muszę go rozczarować, bo jeżeli teren jest prywatny to dojazd do niego musi być udostępniony przez tereny leśne na zasadzie służebności.
Kierowca okazuje się bardzo sympatyczny i podchodzi do nas na pogawędkę w przyjacielskiej atmosferze.
Po dłuższym odpoczynku musimy w końcu wyruszyć w drogę powrotną która nie jest wcale przyjemna ze względu na strome zejścia pokryte drobnym, osuwającym się kamieniem. Łukasz wykazuje dużo stymulacji dźwiękowych , ale w miarę panuje nad sobą. Dzisiejszy dystans to 10,14 km, a suma przewyższeń aż 617 m.
W drodze powrotnej komunikujemy się z naszym wybranym barem myśliwskim w Rabce, ale słyszymy że jest mnóstwo klientów i długi czas oczekiwania, próbujemy więc w innych miejscach i sytuacja się powtarza. Po poszukiwaniach docieramy w końcu do motobaru przy "zakopiance" gdzie jest w miarę luźno, ale tam z kolei muszę kilka razy zmieniać zamówienie bo okazuje się że kończą się schabowe i każde inne mięso,a więc nie bardzo wiem czym oni chcą jeszcze tego dnia zarabiać na utrzymanie mając otwarty ten przybytek do 22:00. Pozostają więc nam dania bezmięsne i zupy. Stanowczo nie polecam Motobaru w Rabce przy Zakopiance ze względu na brak profesjonalizmu i zakręconą obsługę, która w efekcie końcowym nie wie nawet co wydała klientom i polega na ich uczciwości przy płaceniu. Porażka !!!
Włodek
Galeria: