http://dzieciom.pl/wp-content/uploads/2015/07/FDZzP_logo.jpg

_

/\/\/\ Wołosań - niespodziewane trudności (11.08.2015 r.)  
W zasadzie miał to być dzień odpoczynku po dwóch wyprawach pod rząd, ale nocne manewry z Łukaszem spowodowały, że postanowiliśmy jednak wyjść w teren. Do wyboru stawiam dwie trasy. Agnieszka wybiera dłuższą, czyli Wołosań (1071 m.n.p.m.) w Paśmie Wołosania i Chryszczatej.
Wyjeżdżamy standardowo ok. godz.8:00 do miejscowości Cisna (ok. 28 km), gdzie parkujemy na parkingu Nadleśnictwa Cisna. W sekretariacie pytam, czy mój samochód nie będzie przeszkadzał i nietypowo podbijam książeczki jeszcze przed zdobyciem szczytu.
Słońce pali od rana niemiłosiernie, a pierwszy etap wiedzie odkrytą drogą asfaltową do Schroniska PTTK "Bacówka pod Honem".
Przy schronisku krótki odpoczynek i wchodzimy na zalesiony szlak. Napotykamy na długie i bardzo strome podejście pod linią dawnego wyciągu krzesełkowego. Podchodzimy na kilka razy przerywając podejście krótkimi odpoczynkami. Łukasz spokojny, ale bardzo ociężały i domaga się dosłownie co kilkanaście metrów odpoczynku. Kiepsko widzę to dzisiejsze wędrowanie. Po stromym podejściu następuje kawałek wypłaszczenia, potem znowu w górę, ale już łagodniej.Las chroni nas przed słońcem cieniem bukowych drzew, które tu przeważają.
Niestety spokój Łukasza to jest przysłowiowa cisza przed burzą i następuje wybuch,którego należało się spodziewać. Trochę kosztuje nas czasu i wysiłku, aby doprowadzić go do ładu i porządku, ale przez dość spory kawałek trasy doświadczamy nawrotów złości. W taki sposób zdobywamy pierwszy ze szczytów tego dnia, czyli Hon (820 m.n.p.m.), a później Osinę ( 963 m.n.p.m.).
Na Osinie Łukasz przytomnieje, bo rozkładamy się ze śniadaniem i zaczynają się tzw. pertraktacje z jego strony, czyli przepraszanie za wszystko, aby tylko zdobyć coś dobrego do picia i jedzenia. Ustalamy pewne zasady i sposób nagradzania za kolejne postępy i widać, że przyjmuje je dosyć świadomie ( przynajmniej tak nam się wydaje).
Po śniadaniu ruszamy w dalszą trasę. Droga do Wołosania naznaczona jest kilkoma pomniejszymi wzniesieniami co powoduje, że najpierw wspinamy się, a potem schodzimy w dół, a oznacza to że droga powrotna nie będzie wcale łatwa.
Za Osiną napotykamy ładny punkt widokowy "Berezka", gdzie zatrzymujemy się na krótki odpoczynek i sesję zdjęciową. Potem dalej w drogę i dochodzimy do kolejnego wzniesienia tego dnia o nazwie Sasów (1010 m.n.p.m.), czyli ostatni szczyt przed Wołosaniem.
Teraz zaczynają się wysokogórskie łąki ukryte wśród lasu na które padają popołudniowe refleksy słoneczne tworząc bajkowe widoki.
Na szlaku z rzadka spotykamy pojedyńczych turystów.
Wreszcie zdobywamy nasz szczyt i mimo późnej godziny rozkładamy się na chwilę na odpoczynek i uszczuplenie zapasów. Łukasz wie, że ma karę i bez skargi popija wodą.
Następuje sesja zdjęciowa, a potem z niepokojem spoglądając na czas ruszamy w drogę powrotną, a wiemy z GPS-u że to dziesięć kilometrów po górach i dolinach.
Łukasz bardzo opanowany, ale zaczynają mu dokuczać nogi. Z rozmowy wynika,że to buty go uwierają. Ściągamy je, ale nie widać śladów odcisków. Buty były kupowane w tym roku i niemożliwe, aby tak urosła mu noga, bo były prawie o dwa numery większe.
Niemniej posuwamy się dosyć wolno i na przemian z Agnieszką pomagamy Łukaszowi pokonywać kolejne kilometry. Ostatni odcinek to prawdziwa męczarnia, bo niedość że jesteśmy zmęczeni to kończy nam się zapas wody.
Docieramy do schroniska w nadziei na zaspokojenie pragnienia, a tu spotyka nas nieprzyjemna niespodzianka, bo obsługa nie raczyła się zaopatrzyć w zapas wody pitnej.
Odcieli ich nawet od kranówki co jest już szczytem niekompetencji. Udaje mi się wyżebrać ostatnie trzy Tymbarki, a Agnieszka z braku laku stwierdza że zaspokoi pragnienie piwem. Wypijam pół Tymbarku, a resztę odstępuję Łukaszowi. Pani łaskawie oświadcza, że jest jeszcze zimne mleko. Łukasz nie wybrzydza i chętnie chłonie bodajże trzy kubki. Zamawiamy bigos do jedzenia , a Łukaszowi jajecznicę. Jeszcze chyba nigdy mi nie smakował tak żaden bigos. Poczuliśmy wszyscy powrót sił.
Do schroniska przychodzi strudzona rodzinka z wędrówki i głowa rodziny dumnie zamawia przy bufecie Pepsi z lodówki. Parskamy z Agnieszką śmiechem (ale mu się zamarzyło).
Po dłuższym odpoczynku schodzimy do samochodu w blasku wieczornego słońca.
Dystans 20,2 km i suma przewyższeń 905 m. 
W domu już tylko odpoczynek smiley
 
Galeria: