http://dzieciom.pl/wp-content/uploads/2015/07/FDZzP_logo.jpg

_

/\/\/\ Mędralowa - wyścig z burzą  ( 08.07.2014 r. )

Łukasz wstaje poddenerwowany i korzystając z energetyzującej złości ubiera się ekspresowo . Buty zakłada z takim sprytem, że moje oczy jeszcze tego nie widziały i nikt by nawet nie przypuszczał, że tak umie . Wsiada nerwowo do samochodu, ale nie krzyczy . Wyjazd po godz. 6-stej . Kręci się niespokojnie i gryzie nową koszulkę , więc delikatna reprymenda ale widać, że stara się nad emocjami zapanować . Tatuś z nadzieją na lepszy humor  kupuje hot doga . Łukasz bacznie obserwuje Pana przygotowującego bułkę i mówi "opierdziel". Pan oczywiście nie wie o co chodzi, ale my wiemy, że o hot-doga, którego dostał kiedyś z musztardą, na której sam widok ma odruch wymiotny .

Wyjście w trasę przed godz. 8-mą . Najpierw przystanek przy uroczym potoku, gdzie Łukasz siedzi bawiąc się patykiem . Kawałek dalej znowu kolejny strumyk, więc znowu siada, a mama zafascynowana robi zdjęcia . Następnie wchodzimy w wąską dróżkę ledwie widoczną w gęstych zaroślach . Przedzieramy się przez krzaki, gdzie po wyjściu z nich odsłaniają się widoki . Siadamy chcąc zjeść śniadanie . Niestety Łukasza ogarnia gorszy humorek i biegnie ścieżką w celu  rozładowania, uderzając rękami po swoim ciele . Po uspokojeniu i odzyskaniu stabilizacji jemy kanapki i podążamy dalej gubiąc oznakowanie, ale odnajdujemy właściwy szlak, gdzie znowu mamy pogorszenie humoru . W końcu wychodzimy na szeroką nasłonecznioną drogę bitą z otwierającym się widokiem na inne szczyty - Pasmo Babiogórskie .
Kładę się odpoczywając . Potem dochodzi Andzia i stwierdza, że leżę na jagodach więc je zajadamy . Do odpoczynku dołącza Łukasz przybierając pozycję modlącego muzułmanina .

Łukasz po fazach chodzi z plecakiem, bo twierdzimy, że skoro ma siłę krzyczeć i skakać to będzie nosił plecak . Mijamy wiatę zapraszającą do wejścia, ale jesteśmy po odpoczynku . Przechodzimy pokonując krótki odcinek lasu i wychodzimy w miejsce, gdzie są dwie drogi: w lewo i w prawo . Problem w tym, że kolory szlaków nie zgadzają się z będącymi na mapie . W lewo miał być zielony, a był żółty . W prawo miał być zielony, a był czarny i żółty .Skręcam w lewo bo mi tak intuicja podpowiada . Niestety Włodkowi nie daje spokoju droga w drugą stronę więc zawracamy . Ja idę niechętnie bo mi ten kierunek zupełnie nie pasuje . Okazuję się, że droga prowadzi w dół i raczej w odwrotnym kierunku do zaplanowanej Mędralowej . Znowu powrót do skrzyżowania . Ja jęczę, że trzeba zadzwonić i popytać bo martwi mnie uciekający czas . Mąż wyłącza się i intensywnie myśli . W końcu zagląda na mapę rozglądając się i stwierdza, że widoczna wcześniej chatka jest pod naszą Mędralową .
 Był to kierunek gdzie wcześniej zaprowadziła mnie intuicja, ale Włodek pewnie pomyślał, że to niemożliwe, bo jej nigdy nie miałam . Kawałek dalej jest kierunkowskaz, gdzie kolorystyka zgadza się z będącą na mapie więc upewnia nas to w tym, że idziemy prawidłowo .
Droga do ostatniego podejścia jest ciekawa, bo z lewej strony las, a z prawej piękne widoczki . Potem jeszcze lasem w górę dochodzimy do tabliczki z napisem Modralowa. Myślę, że jesteśmy na szczycie, ale Włodek tłumaczy, że to szczyt Słowacki . Polski jest kawałek wyżej, gdzie stoi tylko goły słupek, więc mam spore wątpliwości czy aby napewno . Idę dalej chcąc znaleźć tabliczkę z napisem, ale Włodek stwierdza, że dalej iść nie ma sensu .Tłumaczy mi, że pod spodem jest chatka pokazując na mapie i w rzeczywistości.

Słysząc ostrzegawcze pomruki zapowiadanej burzy rezygnujemy ze zbędnej pogawędki . Zejście inną trasą na skróty: szybkie i praktycznie bez przystanków, bo gonią nas grzmoty . Wychodzimy z lasu na otwarty piękny widok bo otaczają nas dookoła bajeczne góry . Niestety w tej aurze pogodowej wyglądają bardzo groźnie tonąc w ciemnych chmurach i mgle. Dodatkowo grzmi, wieje i jest wrażenie jakbyśmy schodzili w miejsce skąd nie ma powrotu . Łukasz chce siadać, ale nie jest tu bezpiecznie więc mobilizuję go do szybszego zejścia .

Gdy jesteśmy w lesie czuję się zdecydowanie lepiej i bezpieczniej  . Włodek ubiera kurtkę chowając sprzęt i po chwili spadają gęste krople deszczu, więc też się ubieramy bo niema sensu moknąć . Deszcz mi nie przeszkadza, bo lubię chodzić w deszczu tylko bez burzy .

W samochodzie ok. godz. 13. Łukasz bierze sobie Ice Tea, ale zabieram za fazy będące na trasie . W domu dzieci odpoczywają. Włodek smaży jajecznicę do której nie mamy ketchupu dla Łukasza, a to sprawa rytualna więc idę do naszego sklepiku .
Łukasz po posiłku siedzi na łóżku i upomina się o kartkę KGP, którą na szczęście spakowałam .

                                                                                                                                                                                        Agnieszka