http://dzieciom.pl/wp-content/uploads/2015/07/FDZzP_logo.jpg

Rok 2005 i praca starymi sprawdzonymi metodami, oraz rozpoczęcie edukacji w kl. 0 .

 Zdjęcia opisują  tylko małą cząstkę z naszej pracowitej codzienności . Całymi dniami siedzieliśmy razem pracując  w przeróżny sposób i bawiąc się . Korzystaliśmy z metod poznanych na turnusie: Glenna , Domana (czytanie globalne), Weroniki Sherborn, Knill i ćwiczenia z książki Eric Schopler . W pracy z Łukaszem najważniejsza była i nadal jest metoda  behawioralna, która towarzyszy nam od  2003 r.  Porozumiewanie tą metodą zapoczątkowało huśtanie w kocu i dawanie  w zamian buziaka . Zadania były powtarzane w kółko te same . Był to rok w którym Łukasz raczej mało krzyczał

Lata poprzednie były trudne, ale stabilizowało się i myśleliśmy o ponownym powrocie Łukasza do przedszkola, tym bardziej że w 2005 r. miał rozpocząć edukację w zerówce. Na turnusach byliśmy dwa razy . Pierwszy w Stróżach i drugi w Mrzeżynie, gdzie powtórzono diagnozę . Mowa rozwijała się bardzo pomału,  ale pierwsze pojedyncze słowa pojawiały się coraz częściej . Na dzień 5 lipca Łukasz używał słów np. poleciało, mama chodź . Z dniem 5 października : koparka, spychacz, Marta, Bob, pić herbata, ciśnij pedał, buziaka .

Wrzesień 2005 r. Łukasz rozpoczął edukację w kl. 0 i niestety był na grupie bez nauczyciela dodatkowego . W zerówce było 3 uczni niepełnosprawnych w jednym roczniku, więc była możliwość utworzenia grupy integracyjnej, a dzięki temu uzyskanie nauczyciela.  W związku z tym Włodek rozpoczął w tym kierunku starania .  Pani Dyrektor Przedszkola ponoć stworzyła program z nauczycielem wspomagającym i wymagał tylko zatwierdzenia przez organ prowadzący, czyli Gminę. Wyniki starań były bardzo mizerne, więc w drugim półroczu Włodek wziął sprawy w swoje ręce i po przestudiowaniu potrzebnych ustaw udał się do odpowiednich osób . W domu współpraca była tak wyćwiczona, że gdy 3 listopada było pasowanie to bez większego problemu stał w grupie podporządkowując się koleżance Angelice, która go mocno  trzymała  i nawet gdy odchodził to nie puszczała idąc za nim .  Do przedszkola kupiłam nowe kapcie, których Łukasz nie chciał zakładać . Pomogło przyszycie do nich obrazków z ulubionej bajki Bob Budowniczy .  

Z 2005 r. wciąż bardzo mało notatek, ale mam tabelkę z zadaniami i jest tam m.in. Knill; Metoda Domana -obrazki; Dennison -ósemki i naprzemienne ruchy; wspólne rysowanie i prace w kuchni; bieganie, łapanie, zabawy piłką, czołganie, chodzenie na czworaka, katurlanie, taczka, huśtanie; naśladownictwo minek; zabawa : grochem, plasteliną, guzikami, koralikami -nawlekanie; różnego rodzaju malowanie farbami, wycinanie, rysowanie po śladzie m.in. projektor, wyklejanie papierem kolorowym i bibułą, sznurowanie;  spacer, basen, przedszkole, zajęcia z integracji -Pani Hania, ćwiczenia grafomototyczne m.in. labirynty, komputer, ćwiczenia według książki Erica Schoplera; skojarzenia, puzzle, obrazki, nazywanie przedmiotów, czytanie bajek oraz nauka wierszyków i piosenek . Dziennie wykonywaliśmy do 10 -ciu ćwiczeń z powyższego spisu i obowiązywał on również w 2006 i 2007 r . 

Próbowaliśmy również dojeżdżać na zajęcia do Wrocławia, ale szybko stwierdziliśmy, że to nie ma sensu . 1,5 a nawet czasami do 2 godzin dojazd . Na miejscu ok. 2 godzin zajęć z różnym efektem, bo Łukasz przecież nie był chętny do współpracy . Również miałam uczestniczyć w zajęciach Knill, ale Łukasz standardowo uciekał, a ja głupio czułam się obserwowana jako osoba nie radząca sobie z własnym dzieckiem. Do tego dochodziła praca Włodka z której musiał się zwalniać.Postanowiliśmy więc raz w miesiącu dojeżdżać na konsultacje psychologiczne.

                                                                                                                                                                                                                     Agnieszka i Włodek 08.09.2014 r. Ukończone 06.01.2015 r.

Niestety pomimo tego, że mama chodziła za mną jak cień, to i tak przeznaczenie dopadło i wywróciłem się na schodach rozwalając łuk brwiowy . Mama była tuż za mną . Gdy pojechaliśmy do szpitala, to ...
Sesja zdjęciowa do laurki na Dzień Babci i jak widać minki miałem genialne .
Spaceruję polami niedaleko domu.
W śnieg położyła mnie mama, ale ja wciąż nie do końca jestem przekonany czy to jest coś fajnego.
Tu czekam, aż ktoś łaskawie zacznie ciągnąć sanki. Siedzenie wymagało za dużo wysiłku więc leżę .
Jeśli jest śnieg to obowiązkowo lepimy bałwana aby pilnował naszego domu .
Na początku słabo się trzymałem, ale mama w domu robiła podobne ćwiczenie, które mi się podobało . Deski z kółkami nie mieliśmy, więc siadałem po turecku w zawiązanym kocu i trzymałem uchwyty z IKEA ciągnięty po podłodze.
Oj to było bardzo trudne ćwiczenie dla takiego leniucha jak ja .
Szczudła fajna sprawa, tylko mama się bała.
I huśtawka mój ulubiony sprzęt od zawsze . Dzięki huśtaniu w kocu zacząłem dawać pierwsze buziaki w zamian za tą przyjemność i tak mama rozpoczęła pracę metodą behawioralną nawet nie znając jej nazwy.
Moja druga zabawa karnawałowa . Pierwszą miałem będąc w żłobku chyba w 2002 r. i wtedy mama szyła mi przebranie czarnego kota . Niestety gdy chciała założyć, to krzyczałem. Potem do moich dzinsów doszyła kolorowe łaty, ale też nie było mowy o założeniu, więc poddała się. Gdy w 2005 r. szyła przebranie Bob Budowniczy, to nie miała pewności czy ja założę, ale udało się . Ja byłem przeszczęśliwy, bo przecież była to moja ulubiona bajka . Koszulka uszyta z małych pozszywanych najpierw kwadracików. Kask uszyty z
W gotowym przebraniu mama postawiła mnie przed lustrem . Ubiór zrobił na mnie spore wrażenie więc długi czas z zaineresowaniem przyglądałem się swojej osobie.
Mimo iż poganiałem mojego konika to cały czas galopował w miejscu. Konika dostaliśmy od cioci.
Jazda na sankach też tak jakby fajniejsza .
Jestem koło najmłodszej kapliczki rózańcowej, bo z 1989 r. W środku scena z ukoronowania Matki Boskiej.
Przyjechał Wujek Jarek z Marceliną i Ciocią Hanią, więc trzeba było chodzić na trudne zimowe wyprawy. Ja tradycyjnie leżę .
Śniegu tej zimy dosypało bardzo dużo i mój tato miał problemy z ciągnięciem sanek.
Bałwan trochę zaniemógł. Może coś nieświeżego zjadł.
Ależ to była zima !!! Górka widoczna to Kalwaria, gdzie na szczycie jest kapliczka .
Nasz dom wypełniał się coraz bardziej różnymi zabawkami i pomocami. Miałem w domu ślizgawkę, trampolinę, 2 tunele, wigwam, fotel do kręcenia z IKEA, hamak, małą tablicę, mnóstwo klocków, piłkę do skakania i drugą ogromną do różnych ćwiczeń, ...
Święta tradycyjnie w Międzychodzie i rytualny plac zabaw w drodze nad jeziorko . Siedziałem już stabilnie więc mama spokojnie mogła zająć się kręceniem .
Również rytualne karmienie gołębi, które zawsze lubiałem, tylko słabo rzucałem chleb .
Wieczorny powrót do domu .
W drodze ze Świąt Wielkanocnych wstąpiliśmy do Poznania, a tam same atrakcje.
Tutaj akwarium w ZOO Poznańskim.
A tu chyba motylarnia.
Wstąpiliśmy też do słynnej galerii handlowej Browary Kulczyka.
I oczywiście nie mogło zabraknąć zwiedzania rynku i lodów . W tym Ratuszu o godzinie 12.00 pojawiają się koziołki i trykają się rogami. Również poszliśmy na lody .
Tu jestem na placu zabaw przed Ośrodkiem we Wrocławiu, gdzie jeździłem do mojej Pani Psycholog.
Pierwszy raz pozostałem sam na placu zabaw i byłem grzeczny. Mama zawsze uprzedzała Panią o moim zaburzeniu .
Na imprezie komunijnej mojego kuzynostwa wolałem poszukać spokojnego miejsca do zabawy.
Testowałem oczywiście różne miejsca i chyba to krzesełko było najciekawsze.
Lokal był bardzo duży więc zwiedziłem go wzdłuż i wszeż.
Tutaj przyglądam się w lustrze .
Skansen i mini Zoo w Wambierzycach. Na wycieczkę pojechałem z mamą z przedszkola .
Do przedszkola miałem chodzić z mamą . Poszliśmy  raz, drugi, trzeci i mama widząc, że Pani nic nie robi, tylko postanowiła zrobić kółeczko i chociaż zrobić zabawę "Stary niedźwiedź" . Niestety na drugi dzień stwierdzono, że lepiej będzie gdy zostanę sam.
W przedszkolu jednego dnia zeszliśmy na dolną grupę do Pani Dagmary i to był inny świat niż u góry. Dzieci robiły kartki, bawiły się na podłodze i Pani do wszystkiego mnie zapraszała . Mama żałowała, że nie mogłem być tam na co dzień .
Przyjechała Ciocia Asia ze Świebodzina wraz ze swoją rodzinką, więc postanowiliśmy im pokazać Twierdzę Srebnogórską.
Bardzo im się podobało.
W drodze powrotnej zdjęcie na uroczym widoczku na Góry Bardzkie.
Trzeba było też wejść na Górę Kalwaria i oczywiście po drodze napić się wody ze świętego źródełka .
Potem stały punkt programu dla gości, czyli kapliczki różańcowe. Tu jak widać narodziny Pana Jezusa.
A w domu zabawa: farby, kisiel, ciasto, i materiały sypkie (piasek, groch, ryż itp.) . Tato wracał z pracy a w domu nie ugotowane, naczynia nie pomyte a my bałaganiliśmy w kolejnych miejscach. Za to efekty były bo jak byłem mniejszy, to przeszkadzał mi nawet kurz z podłogi, a tu cierpliwie znosiłem zaschniętą farbę na rękach.
I znowu pokazujemy nasze kapliczki wujkowi Jarkowi i cioci Ali . W oddali Kapliczka Zstąpienie Ducha Świętego.
A tu od środka Kapliczka Ukoronowania Matki Boskiej .Jestem z Mateuszem i Julką .
Wycieczka do Wrocławia i rejs statkiem po Odrze . Dotarliśmy do śluzy wodnej, która bardzo mnie zaciekawiła .
Z Mateuszem na rejsie statkiem po Odrze we Wrocławiu.
Atrakcyjna jazda tramwajem. Trochę bałem się, ale chyba było fajnie ?
..
I jeszcze raz Wesołe Miasteczko- autodrom.
To była bardzo ekstremalna ślizgawka. Niestety już jej nie ma . Ślizgawka była wysoka, wejście niebezpieczne, ale mama już tylko pilnuje podczas wejścia i zjeżdżam sam bez asekuracji .
Częste spacery na zachody słońca nad morzem.
Dostaliśmy się na fajną wieżę kościelną w Trzebiatowie.
I schodzimy z niej krętymi schodami. Schody były wąskie, więc mama wzięła mnie na plecy i zniosła.
I znów spacer plażą. Spacery plażą, zasypywanie w piasku, uczestniczenie w różnych zajęciach czy nawet przebywanie na dyskotekach i stołówce to była nasza praca . Już sam fakt że byliśmy w nowym innym miejscu,  gdzie musiałem sobie poradzić było moją rehabilitacją.
I oczywiście kolejny zachód słońca.
Teraz pieczemy kiełbaski na ognisku integracyjnym. Na pierwszym planie Pani Madzia z Grzesiem, którzy do dziś są naszymi przyjaciółmi.
Teraz karmię z tatą mewy i zawsze dawało mi to sporo radości .
Chyba skończył się chleb.
A to jedna z kilku mandal, którą układały grupy z naszego turnusu.
I czyściutkie morze w Mrzeżynie.
Codziennie wieczorem były dyskoteki na których radziłem sobie coraz lepiej, ale pomimo tego nie przepadałem za nimi. Tutaj jestem z Panią Anią, która mnie bardzo lubiła.
Plażowe tradycyjne "wywracańce".
Niezawodna Pani Zuzanna wręcza mi dyplom,tylko nie wiem za co. Mnie natomiast zainteresował mikrofon .
Ulubiona zabawa na symulatorze jazdy .
Ostatnia wycieczka do w Kołobrzegu i króciutki rejs statkiem . W tamtym czasie wciąż nie robiło to na mnie większego wrażenia.
Trampolina plażowa i moje wybryki.
Jazda na łyżwach tradycyjne w Świdnicy, a po niej ...
 Mc Donalds i zakupy, za którymi w tamtym czasie nie przepadałem. W tym czasie lubiłem zabawy w udawanie samolotów, czyli podczas zabawy - naśladownictwo, lub gdy mama robiła samolot trzymając mnie za ubranie, czy w kocu.
Jeździłem do Ząbkowic na tzw. grupy wsparcia dla rodziców dzieci niepełnosprawnych. Tutaj Pani Ania zajmuje się Laurą.
Zimowa jazda z Wiktorią. Nie bardzo wiedziałem jak ją trzymać.
Po sankach posiedzenie na komputerze, a Wiktoria bawi się na ślizgawce.
Różne zajęcia w salonie. Ja układam koraliki, a za nami wiszą sznurowanki SES Creative i z boku mój ulubiony piankowy domek .
29 grudzień i zajęcia z Knilla . Musieliśmy systematycznie ćwiczyć, bo gdy była kilkudniowa przerwa to przestawałem współpracować .W tamtym czasie bardzo nie lubiłem pocierania nogi o nogę .